Bez nadmiernego eksploatowania samego siebie.
Bez sprzątania i szorowania.
Leniwie spokojny i wyjątkowo długi.
Taki weekend, kiedy poranki zaczynają się wtedy kiedy chcą, a wieczorne spacery po Poznaniu są wyjątkowo przyjemne.
Weekend z nocą na piątym piętrze kamienicy z przepięknym widokiem na dachy miasta.
Z pełną salą kinową, naprawdę dobrym filmem i największym karmelowym popcornem jaki zdarzyło mi się zjeść.
Weekend włoskich przystawek, gry w makao i białego wina z wodą mineralną.
Weekend kiedy kołdra jest wyjątkowo miękka, a piżama przyrasta do nas jak strój Spider-Mana.
Jesień wcale nie jest taka zła jak się wydaje.
Przyznaję się. Jarmuż mogłabym jeść garściami.
Składniki:
– 1 niewielki kalafior,
– 3 marchewki,
– 2 pietruszki (korzeń),
– kawałeczek pora,
– połowa średniej wielkości selera,
– łyżka masła i kilka łyżek oliwy,
– trzy spore garście obranego i pozbawionego twardszych łodyg jarmużu,
– 1,5 l bulionu (drobiowego lub warzywnego),
– liść laurowy,
– sól i pieprz,
– 200 ml płynnej śmietany 12%,
– szczypta cukru.
Przygotowanie:
Marchewkę, pietruszkę i seler pokroić w niewielką kostkę. Por pokroić w piórka. Warzywa wrzucić do garnka na rozgrzane masło z oliwą i przesmażać około 10 minut na niewielkim ogniu. Zalać bulionem. Dodać liść laurowy. Różyczki kalafiora pokroić na mniejsze kawałki. Dorzucić do zupy. Po 15 minutach dorzucić pokrojony w mniejsze paski jarmuż. Gotować jeszcze około 10-15 minut. Doprawić solą, pieprzem i szczyptą cukru. Dodać śmietanę. Zupę najlepiej jest odstawić, aby smaki się „przegryzły”. Najlepsza jest na drugi dzień.