Wczoraj miałam przyjemność spróbować dań w dwóch restauracjach, które biorą udział w poznańskim festiwalu. Pierwszą z nich była Nifty No.20 mieszcząca się przy poznańskim hotelu PURO, a kolejna to Flavoria mieszcząca się w hotelu IBB Andersia. Przyznam, że celowo wybrałam na degustowanie menu w restauracjach powiązanych z hotelami, bo z reguły rzadziej do takich zaglądam, a jak się okazało zupełnie niesłusznie.
Wysmakowany i elegancko eklektyczny, skandynawski styl hotelu ma też wpływ na wystrój restauracji oraz na to, gdzie i w którym miejscu restauracji możemy zjeść posiłek. Możemy zasiąść na wygodnym stołku przy barze, zasiąść do wspólnego biesiadowania przy długim, drewnianym stole, czy też zatopić się w miękkim fotelu z filiżanką kawy. Nie bez wpływu na atmosferę są duże okna wpuszczające wiele światła. Klimatu dopełnia zróżnicowanie różnych zakątków sali, urządzonych w tym samym stylu, ale odmiennie wypełnionych różnego rodzaju meblami. To co uderzyło mnie najbardziej to przyjemna, odprężająca cisza, powodująca, że chętnie spędziłabym w tym miejscu cały dzień zatopiona w lekturze, na jednym z wygodnych foteli.
Ale miało być o jedzeniu.
Przyjemnym początkiem był festiwalowy drink, czyli martini z tonikiem i dużą ilością limonki. Dobry wstęp na czekające nas doznania kulinarne.
Przystawką w menu festiwalowym Nifty No.20 jest gravlax (czyli łosoś marynowany w koprze i soli) podany z coulis z malin (coulis to sos z przetartych owoców dopełniony najczęściej niewielką ilością cukru). Wszystko wykończone było przyjemną, zieloną mieszanką sałat i ziół z vinegretem. Przyznam, że taką przystawkę mogłabym jeść bez końca. Aż chciałoby się poprosić o zdecydowanie większą porcję! Łosoś w takim wydaniu, czyli marynowany na surowo, to dla mnie najlepsza propozycja. Jest bliższy moim kubkom smakowym niż ten smażony i podawany najczęściej z koperkowym beszamelem. Wszystkie smaki były zbalansowane. Zdecydowanie bardzo dobra propozycja na przystawkę.
Tu również wywiązała się między nami dyskusja nad zaletami pestek w zupie pomidorowej, w której uczestniczył sam szef kuchni Jakub Ignyś, a zaczęło się od tego, dlaczego przecieramy owoce, w tym maliny, aby pozbyć się pestek 🙂
Mottem Nifty No.20 jest prostota, jakość i dbałość o detale i temu mottu całkowicie przyświecały dania serwowane przez szefa kuchni Jakuba Ignysia i zdecydowanie dało się to wyczuć w kolejnym daniu. Aż chciałoby się powiedzieć: tak powinny smakować polędwiczki, tak szparag, tak ziemniak, a tak marchewka. Niby banał prawda, ale sztuką jest przyrządzić proste rzeczy tak, żeby całkowicie wydobyć ich smak, sprawić, żeby nie były jałowe i żeby idealnie komponowały się z resztą składników na talerzu. Zero przekombinowania, maksimum smaku. Bardzo przyjemna wiosenna kompozycja.
Przy deserze moje kubki smakowe zostały dopieszczone w sposób absolutny. To co otrzymaliśmy na talerzu początkowo wydawało się być czekoladową galaretką (czy to w ogóle możliwe?), jednak zawartość okazała się być zwartym, lecz delikatnym, muślinowym i zdecydowanym w smaku czekoladowym musem z przyjemną zawartością w postaci lekkiego kremu mascarpone. Otoczką i dopełnieniem był delikatny lecz wyraźny w smaku sos toffi na bazie mojego ulubionego palonego masła. Choćby dla tego deseru zdecydowanie warto tu przyjść.
Podsumowując – będę zdecydowanie częściej odwiedzać Nifty No.20. Jestem ogromnie ciekawa innych pozycji w menu.
Pierwszym z serwowanych dań była zupa tom yum z owocami morza i ryżowym makaronem. Tutaj zdania były podzielone, bo jak dla mnie jej smak był odrobinę zbyt zdecydowany. Wolę nieco łagodniejsze smaki. Smak curry był dla nie zbyt dominujący. Zupa jednak bardzo smakowała dwójce z nas.
Daniem głównym były niezwykle delikatne policzki wieprzowe na puree z kalafiora z dodatkiem młodego bobu i marchewki. Nie wiem jak to zabrzmi, ale policzki wręcz rozpływały się w ustach 😉 Całość wykończona była oliwą truflową, której niestety nie lubię, ale to znów tylko i wyłącznie „wina” mojego podniebienia, bo danie było bardzo dobre.
Na koniec spróbowaliśmy deseru, na który składały się czekoladowe lody z wyraźnie zaznaczonym smakiem chilli, marynowany na ostro rabarbar, pomarańcza i pył z białej czekolady. Krótko mówiąc to był mocny deser z mocnymi akcentami smakowymi, który niewątpliwie przypadanie do gustu również amatorom mocnych smaków. Pięknie podany i przyjemny w kolorach. Na uwagę zasługiwał rabarbar, pocięty wzdłuż na długie wstęgi, któremu trudno było odmówić urody. Zainspirował mnie do przygotowania innej wersji takiego rabarbaru, ale jako przystawki… do mięsa.
Całość – smaczna, obfitująca w wiele smaków. Chętnie odwiedzę Flavorię, choćby ze względu na spróbowanie innych dań, ale też ze względu na… lody!
Przyznacie sami, że lody gryczane, albo sorbet gruszkowy z gorgonzolą i orzechami włoskimi to musi być coś!
Przyznaję że ten obfitujący w smaki tour był niezwykle przyjemny. Właściwie mogłabym tak codziennie 🙂 Jeśli macie ochotę na podobne doznania smakowe, nie pozostaje wam nic innego jak przegląd restauracji i rezerwacja miejsca.
www.restaurantweek.pl
Adresy:
Nifty No.20, ul. Żydowska 20, Poznań
www.niftyno20.pl
Flavoria, plac Andersa 3, Poznań
www.andersiahotel.pl