Temat powraca jak bumerang, ale „nielubienie” niektórych produktów żywnościowych jest dla mnie niezwykle ciekawe i permanentnie niezrozumiałe. Pisałam już wielokrotnie na temat tego, że znam co najmniej tuzin ludzi którzy nie lubią rodzynek. Uważam, że ktoś powinien podjąć się przeprowadzenia gruntowych badań na ten temat, bo jest to dla mnie wielce zastanawiające.

Od czego mamy Google? Na stronie kotlet.tv znalazłam w poście: Czym zastąpić rodzynki? kilkadziesiąt odpowiedzi na temat: dlaczego nie lubię rodzynek i nie dość że doprowadziły mnie one do śmiechu, to też pogłębiły moje dalsze zastanawianie się nad tym fenomenem. Przytoczę choćby kilka z odpowiedzi. Nie lubię rodzynek, bo: są pomarszczone, są rozmiękłe jak muchy (po upieczeniu), przypominają zeschnięte karaluchy. Wiem, że to mało apetyczne porównania, ale są z pewnością prawdziwe. Tym samym nadal pozostaje to dla mnie niezrozumiałe, bo przecież makaron spaghetti przypomina dżdżownicę, a ugotowany ryż malutkie białe robaczki.
NIKT jednak KOGO ZNAM nie wspomniał, że nie lubi makaronu lub ryżu z powyższych powodów.

Wątróbkę, podobnie jak brukselkę i szpinak z pewnością można zaliczyć do grupy nielubianych produktów. Sądzę, że tutaj z kolei dużą role odgrywa kwestia właściwego przyrządzenia, bo szpinak uwielbiam, a kiedy parę lat temu musiałam jeść go w ramach narzuconej sobie diety, ugotowany i zaledwie posolony, obrzydł mi już po dwóch porcjach. Także jestem w stanie zrozumieć niechęć do nieatrakcyjnie i niesmacznie przygotowywanych dań.

Wątróbkę lubię bardzo. Najbardziej taką z podsmażoną cebulka i jabłkiem, obficie posypaną majerankiem. Często przygotowujemy takie danie na obiad lub kolację i wyjadamy je widelcem prosto z patelni.

Składniki:
– 350-400 g wątróbki drobiowej,
– 3 twarde, słodkie jabłka,
– 4 cebule,
– łyżka masła i kilka łyżek oleju,
– sól i pieprz do smaku,
– majeranek (ideałem byłby świeży, ale suszony też jest ok).

Przygotowanie:
Wątróbkę oczyszczamy i odkładamy na bok. Cebule siekamy w piórka, jabłka obieramy ze skórki i kroimy w szesnastki. Na patelni rozgrzewamy olej z odrobiną masła. Wrzucamy wątróbkę i smażymy z obu stron po kilka minut. (Ja lubię taka różowa w środku, ale też całkiem usmażoną, nie może być krwista). Usmażoną wątróbkę odkładamy na bok.
Na tą samą patelnię wlewamy kilka dodatkowych łyżek oleju. Wrzucamy cebulę, delikatnie solimy i smażymy do miękkości. Mniej więcej w połowie smażenia, czyli po około 10 minutach dokładamy pokrojone jabłka i całość podsmażamy jeszcze jakieś 10 minut. (Możemy całość podlać kilkoma łyżkami wody). Na koniec dodajemy podsmażoną wcześniej wątróbkę. Mieszamy całość jeszcze dwie minuty. Dodajemy majeranek, sól do smaku (tutaj lubie gdy danie jest odpowiednio słone, żeby idealnie komponowało się ze słodyczą jabłek i cebuli). Doprawiamy pieprzem i podajemy ciepłe.
Można podać to z puree ziemniaczanym.

Smacznego!