Nie było mnie trochę. Trochę długo nawet. Ale wróciłam. Jestem. I zostanę 🙂 Moje wielkie greckie wakacje były gorące, pełne smaków i pełne obrazów, które na długo we mnie zostaną. Pływałam, jeździłam, odpoczywałam, czytałam, ba! nawet tańczyłam i zatrzymywałam chwile w moim aparacie. Te najważniejsze zostaną w mojej głowie.
Chciałam powrócić z jakimś mądrym postem, jakąś refleksją, czymś godnym zapamiętania, ale nic nie wymyśliłam. Nic mądrego.
Pamiętacie, że boję się latać samolotem. Wsiadłam, doleciałam, wylądowałam i wróciłam do was z powrotem 🙂 Tą wielką maszyną, której tak się boję. Chyba jednak będzie refleksja. Kiedy przed wylotem rozmawiałam z moją koleżanką Asią zapytałam ją czy boi się latać samolotem. Odpowiedziała mi że nie boi się latać, tylko że nie lubi. Jest jej duszno, ma poczucie klaustrofobii i jest jej zwyczajnie niezbyt wygodnie. Uświadomiłam sobie wtedy, że ja w ogóle nie mam takich objawów. Ja po prostu się boję. Boję się, bo pomimo że wiem, że samolot jest najbezpieczniejszym środkiem transportu, to jak się coś stanie to już koniec i kropka.
Uświadomiłam sobie, że się boję, bo ja chyba po prostu bardzo… chcę żyć. Nie wiem jak to zabrzmiało, pewnie strasznie głupio, ale tego właśnie najbardziej się boję. Że wszystko mogłoby się skończyć. Wiem, że samolot nie ma z tym nic wspólnego i wiem że to najbezpieczniejszy środek transportu, ale tylko tam mam to wielkie poczucie lęku o przyszłość. Bo lubię żyć gdziekolwiek jestem. To chyba najszczersze wyznanie na jakie się zdobyłam.
To też mi uzmysławia, że wszystko jest w nas. Nasze lęki, nasze miłości, tęsknoty i pragnienia. Gdziekolwiek jesteśmy nie uciekniemy od samych siebie. Dlatego cieszmy się życiem gdziekolwiek jesteśmy. Choćby dlatego, że jutro pierwszy dzień wakacji!