Wiecie czym jest prokrastynacja? Brzmi strasznie prawda? To wcale nie skrzyżowanie prostytucji z dekantyzacją i jakimś trudnym do zdefiniowania zboczeniem. P r o k r a s t y n a c j a to nic innego jak patologiczna tendencja do odwlekania. Do nieustannego przekładania pewnych czynności na później w różnych dziedzinach życia. Muszę przyznać, że może nie trąci jeszcze u mnie patologią, ale w niektórych dziedzinach, jestem w tym prawdziwym mistrzem!
Jeśli czeka mnie zadanie, które muszę wykonać, z podziwu godnym zapałem i nadspodziewaną kreatywnością wymyślam tysiące innych zajmujących rzeczy, które skutecznie wypełniają mi czas. Kiedy już, już prawie mija termin, żeby zrobić to co muszę, włącza się jakaś turbosprężarka i zadanie wykonuję idealnie w punkt i idealnie na czas.
Kiedy zapowiedzą się z dwutygodniowym wyprzedzeniem ważni goście, przez 12 dni wymyślam menu, wertuję przepisy, zbieram, zapisuję i układam w głowie to, co muszę zrobić. Kończy się to imponującym zbiorem siedemnastu przepisów, z których usilnie usiłuję coś wybrać. Nerwowość dopada mnie kiedy patrzę na nieogarnięty i niepowstawiany na swoje miejsca codzienny bałagan i ciągle niezmaterializowaną listę zakupów. Dzień przed (kiedy wskazówki zegara zaczynają nagle biec jak ogary wypuszczone w las) walczę na kilku frontach, próbując prześcignąć samą siebie. Na godzinę przed zapowiedzianą wizytą kończę „szorowanie podłóg” i biegam jak szalona próbując ogarnąć wszystko co nawinie mi się pod rękę. Minutę przed dzwonkiem do drzwi, upycham miotłę w szafie, z piecyka wyciągam chrupiące bułeczki i szykując się do otwarcia drzwi nakładam uśmiech, który mówi: urodziłam się po to by podejmować gości, chrupiące bułeczki wyciągam z piekarnika właściwie kilka razy dziennie, a w zlewie nigdy nie leży stos brudnych naczyń. Obiecuję sobie, że to ostatni taki raz i że następnym razem wszystko przygotuję zdecydowanie wcześniej, a czekając na gości będę leżeć na kanapie z pilotem w ręce. Akurat.
Istnieją podręczniki, które mają pomóc nam uporządkować swoje życie, gdybyśmy tylko zastosowali się do zawartych w nim porad. Dziesięć sposobów na płaski brzuch. Pięćdziesiąt sposobów jak nie odkładać rzeczy na później.  Jak kontrolować emocje. Jak mieć wszystko pod kontrolą. Jak planować planowanie. Jak nie być smutnym. Jak być bardziej produktywnym. Jak siadać i jak nie siadać.
Szczerze mówiąc, takie podręczniki nigdy nie leżały w sferze moich zainteresowań. Nawet jeśli ktoś napisałby podręcznik: Jak być sobą (choć pewnie niejeden wpadł już na ten pomysł), nie podjęłabym wysiłku jego przeczytania. Uważam, że pomimo wszystko moje życie jest w miarę sensownie poukładane, a odrobina frustracji jeszcze nikomu nie zaszkodziła.