Vrbnik – urocze miasteczko na wschodnim krańcu największej chorwackiej wyspy Kkr, położone na klifie o wysokości 48 metrów. Jak donoszą przewodniki liczy około 1200 mieszkańców.

Jeśli szukacie kurortu z gwarem i tłumami turystów to na pewno nie jest to dobry adres. Warto wybrać się na spacer z samego rana i wąskimi uliczkami starej części miasteczka dotrzeć na nabrzeże. Ja tak zrobiłam i cisza która mnie tam spotkała, aż „brzęczała w uszach”.

Co chwila otwierały się przepiękne widoki na nabrzeże. Morze ma zupełnie inne kolory nie tylko w ciągu dnia, ale też każdego poranka. Pierwszego dnia kolor nieba stapiał się z kolorem morza i trudno było dostrzec horyzont w jakby zamglonym powietrzu, już powoli nasycającym się porannym słońcem. Malutka plaża widoczna z góry tuż przy porcie, wg mnie najpiękniej wygląda o poranku. Pierwsze wrażenie, kiedy schodząc w dół dostrzegamy ją po raz pierwszy jest niesamowite.

Miasteczko ma jedną piekarnię, jedną Ribaricę (sklep z rybami który codziennie zaopatrywany jest w świeże ryby, które warto kupić do godziny 11-tej, bo później może być zwyczajnie za późno), dwa niewielkie sklepy spożywcze, kilka konob i restauracji (warto wejść do środka, bo niektóre stare, zniszczone fasady kryją prawdziwie luksusowe wnętrza). Znajdziemy tu lodziarnię i pizzerię z tak dobrą pizzą jakiej dawno nie jadłam i to…właściwie wszystko. Jest kiosk z gazetami i lokalny bar w którym od godziny 7-mej rano zbierają się miejscowi. To tam jest zawsze najgłośniej.

W soboty i niedzielę na głównym placu przygrywa zespół muzyczny z wszelkiego rodzaju przebojami chorwackimi i światowymi. Nam klimat miasteczka bardzo odpowiadał. Kto szuka tłumów może wybrać się do Baski, ale my Vrbnik pokochaliśmy od razu. Miasteczko jest „do ogarnięcia”, czyli po kilku dniach pobytu pozdrawiasz się z mieszkańcami, bo trudno nie natrafić podczas pieszych wędrówek na pana który sprzedaje nam co rano najlepsze na świecie soczyste pomidory. Co dziwne warzywa nie wyglądają najlepiej, ale ich smak jest o niebo lepszy niż tych naszych pięknych z supermarketu.

Vrbnik słynie z wina zwanego Zlahtiną. Można je kupić praktycznie wszędzie. Warto pukać do drzwi mieszkańców, bo można trafić na sprzedaż bezpośrednio od producenta, którym okazuje się np. przesympatyczny staruszek, który od razu wyciąga kieliszki i zaprasza na degustację.

Raz w roku odbywają się w Vrbniku dni wina i przypada to na ostatni weekend sierpnia. Nam udało się „przeżyć” tą piękną imprezę. Wspaniała atmosfera, uśmiechnięci (pewnie już od wina) ludzie, nocne miasteczko wypełnione gwarem i muzyką. Mieliśmy wrażenie, że do sennego na co dzień Vrbnika zjechało pół Chorwacji, a już na pewno połowa wyspy Krk. Warto to przeżyć.

Poniżej ujęcia z plaży Zgribnica, która jest główną plażą Vrbnika. Ulotki i foldery nie oddają jej uroku.

Kolejną plażą na którą warto się wybrać jest znajdująca się około 5 km od Vrbnika plaża Potovosce, uważana za jedną z najpiękniejszych na Krk. Dojazd na nią tylko dla ludzi o mocnych nerwach, bo mijanka na wysokościach z innym samochodem na drodze o szerokości dla jednego samochodu, nie należy do najprzyjemniejszych. Droga po prostu nie jest zbyt bezpieczna.