To miały być zupełnie inne wakacje… Najpierw chcieliśmy objechać wschodnią ścianę Polski (najdalej na wschodzie byliśmy wszakże na warszawskiej Pradze). Później w planach były Mazury, Elbląg i wybrzeże Bałtyku od Świnoujścia, aż po Smołdzino. Ostatecznie chcieliśmy zapolować na lasta, ale w lipcu last okazał się nie do końca atrakcyjny cenowo, więc w desperacji zaczęłam sprawdzać bezpośrednie loty Ryanaira. Skuszeni faktem, że Ryanair lata na Korfu z Poznania i zachęceni dość fajną, niedrogą, ofertą noclegową postanowiliśmy jeden z dwóch tygodni naszego urlopu spędzić na Korfu. Najbardziej zielonej z greckich wysp. Nasze wrażenia mogę opisać jednym zdaniem: Korfu to wyspa o dwóch obliczach. Jeżeli wybierasz się na all inclusive i spędzasz tydzień w hotelowym basenie, to tego drugiego oblicza nie zobaczysz. A jeśli wypożyczysz samochód i objedziesz wyspę, to będziesz wiedział/a o czym mówię.

Opinie są skrajne. Ale zawsze dwie jednocześnie. Jeden z naszych znajomych stwierdził, że na Korfu podoba mu się bardziej niż na Sardynii, ale dodał zaraz, że środkowa część Korfu to syf, kiła i mogiła. Smutne to, ale w pewnym sensie rozumiem to, o czym mówił. Przejeżdżaliśmy przez Korfu wielokrotnie. Nasza miejscówka była na południu, więc kilkukrotnie przecinaliśmy wyspę różnymi drogami. Widzieliśmy hałdy śmieci i rodziny uchodźców mieszkające w prawdziwych slumsach. Nasz samochód został nawet opluty. Widzieliśmy dzieci bawiące się samopas wyciągniętymi  ze śmietników wózkami. Widać tu na każdym kroku ubóstwo i jakąś taką niegospodarność. Odrapane fasady domków, słabej jakości drogi, kiepskie auta. To bardzo kontrastuje z pięknym wybrzeżem i mnóstwem naprawdę pięknych zakątków.

Dlaczego o tym piszę?

Bo sama też publikuję, to co wydaje mi się piękne. Kadruję zdjęcia, żebyście mogli zobaczyć zawsze to ładniejsze oblicze. Ale uważam, że warto o takich rzeczach pisać. Żeby nie liczyć tylko na piękne obrazki, żywcem wyjęte z pocztówek. Poczucie estetyki u Greków jest specyficzne i to jest naprawdę łagodne określenie. Widzieliśmy obejścia tak zaniedbane, w tak uroczych miejscach, że wołało to o pomstę do nieba. Mijaliśmy porzucone przy drogach samochody, porastające roślinami i rdzą. Mijaliśmy niedokończone budowy, porzucone domy. Trafialiśmy na dziurawe jak ser, szwajcarski drogi. Mijaliśmy jadące samochody, gdzie na desce rozdzielczej stała popielniczka. Bo Grecy palą na potęgę. Kierowca miejskiego autobusu odpalał jednego papierosa za drugim. To nic że klimatyzacja, to nic, że otwarte okno. On pali i nic, nikomu, do tego.

Nie chcę pisać, że grecy to leniwcy i nieroby. Uznajcie, że te słowa nie padły. Ale gdyby każdemu grekowi dać na 15 minut dziennie grabie i taczkę, żeby zrobił z nich użytek (a nie po to by porzucił przed domem), to ta wyspa z pewnością wyglądałaby dużo lepiej.

Wyspa ma też drugie oblicze. To zdecydowanie piękne. Różnorodność plaż, urzekające błękitem widoki. Klimatyczne, malutkie wioski, w których zatrzymał się czas, albo po prostu płynie po swojemu. Ta wyspa ma taką swoją prawdziwość. I kiedy złożysz minus do minusa to w sumie wychodzi plus. Greckie klimaty to nie nicejskie lazurowe wybrzeże, ani hiszpańskie costy. To Grecja. I kiedy zaakceptuje się tą greckość w całym jej wydaniu, to twój urlop będzie z pewnością należał do udanych.

Cała wyspa jest porośnięta drzewami oliwnymi. Mnóstwo tu drzew cytrusowych, sporo tu winorośli. Kto uczulony na owady, powinien zaopatrzyć się w odczulacze i spraye, bo komarów i os jest tu sporo. Trzeba przyznać, że czas płynie tu bardzo wolno. Trzeciego dnia mieliśmy wrażenie, że minął już co najmniej tydzień. Grecy nigdzie się nie spieszą. Gdy jechaliśmy na północ, rankiem mijaliśmy wioski gdzie lokalsi siedzieli przed domami na ławkach i gdy wracaliśmy wieczorem, oni siedzieli dokładnie w tym samy miejscu. Odniosłam wrażenie, że lubią siedzieć na ławkach i patrzeć przed siebie, kontemplując na ten swój leniwy sposób rzeczywistość.

I jeszcze taka anegdota, żebyście zrozumieli o czym mówię. Jedziemy. Przed nami samochód z paką, wyładowany po brzegi. Mówię do Tomka: Chryste, co ten przed nami znowu za rupiecie wiezie?! Tomek: Asia, to nie rupiecie, to jest zakład budowlany…

Korfu – i love you!

Wioska Afionas i Porto Timoni do którego nie dotarliśmy!

Zacznę od tego, że zawsze kiedy wyjeżdżamy, robię dokładny plan tego, co chcemy zobaczyć i koniecznie odhaczyć. Przeglądam blogi szukając poleceń i miejsc. Przed samym wyjazdem lista pęka w szwach i zawsze na miejscu już mnie świerzbi nie powiem co, żeby koniecznie wsiąść w auto i po kolei odhaczać wszystkie pozycje z listy.

Zacznę więc od tego, że pozycje obowiązkowe były i są obowiązkowe, ale dla mnie (i tu wypowiadam się wyłącznie za siebie), wyłącznie w miesiącach wiosennych albo jesiennych. Może nie mam już takiej kondycji jak kiedyś, albo stałam się całkiem nieodporna na upał. Także kiedy dojechaliśmy do wioski Afionas, gdzie trzeba zostawić samochód i nie dość, że wdrapać się pochyłą drogą do samej wioski, skąd dopiero czeka nas ścieżka do Porto Timoni, to z pełną świadomością spojrzałam na Tomka, wytarłam twarz i powiedziałam: Tak, wiem, że będę jutro tego żałować, ale choćbyś dał mi teraz worek złota, to tam nie pójdę i mówię to z pełną świadomością. Widziałam ludzi którzy stamtąd przychodzili i wierzcie mi, wyglądali na kompletnie wykończonych. Także nie widziałam Porto Timoni, ale widziałam je na tylu blogach, że to mi całkowicie wystarczy. Jeśli wybierzemy się na Korfu na wiosnę, co nie jest całkiem wykluczone, chętnie stanę przed wyzwaniem, jakie w tym 40-sto stopniowym upale stanowiła dla mnie ta blisko 40-sto minutowa przeprawa w jedną stronę.

Samo Afionas to całkiem niewielka wioska, z dwiema może – tak niecharakterystycznymi dla Korfu białymi uliczkami. Bo Korfu to bardziej wpływy włoskie. Kolorowe domki, zielone okiennice. W Afionas jest malowniczo, ale czy to najładniejsza wioska w Korfu? – nie wiem. Całkiem przypadkiem przejeżdżaliśmy przez kilka wiosek, które podobały nam się zdecydowanie bardziej. Niemniej warto Afionas zobaczyć, bo jego największym atutem, poza ścieżką do „Porto Timoni, którego nie zobaczyłam” są rozpościerające się ze szczytu widoki. Z oddali widać jedną z większych na północy plaż – Agios Georgios. Są i ławeczki na których można przysiąść. Także warto dla widoków.

Charakterystyczna dla Afionas biało-niebieska zabudowa.

Paleokastrissa i Lakones

Tak. Paleokastrissa jest super. To nie jest jedno miasteczko, nawet nie jedna zatoka. To kilka zatok, które tworzą to malownicze miejsce. Musicie przeznaczyć sobie na to miejsce cały dzień. Najlepiej zwiedzać je za pomocą samochodu, a jeszcze lepiej skutera. Każda zatoczka i plaże są inne. Do większości plaż schodzi się w dół albo schodkami, ukrytymi pomiędzy zabudowaniami, albo po prostu trzeba do nich dojechać. To stąd można wypożyczyć łódź, ze sternikiem albo bez sternika, żeby dopłynąć do ukrytych plaż dostępnych tylko od strony wody.

Niedaleko Paleokastrissy znajduje się miasteczko Lakones. Będąc w Paleo (tak w skrócie nazywa się Paleokastrissę) musicie wjechać tu samochodem. Do Lakones prowadzi kręta ścieżka, ale widoki jakie rozpościerają się stamtąd na Paleo, są zachwycające. Polecam zatrzymać się i wypić kawę w Eftichis Tradicional Cafe. Polecam też spacer w dół ścieżką, wzdłuż domków do Paleo.

I teraz właśnie nadszedł czas na wyznanie.

Bo właśnie tutaj, pijąc kolejne frappe w towarzystwie lokalsów stwierdziliśmy oboje, że nas już plaże nie kręcą. To znaczy kręcą nadal, ale chyba już nie tak bardzo jak kiedyś. Że coraz mniejszą frajdę sprawia nam odhaczenie tych punktów i miejsc, które musimy, no właśnie – musimy zobaczyć. Że większą frajdę sprawia nam zatrzymanie się w miejscach, które przemierzamy przypadkiem. Spędziliśmy super dzień na plaży, która w ogóle nie znajdowała się na żadnej liście. Mega dobrze wspominam wycieczkę lokalnym autobusem do pobliskiej wioski Lefkimmi, gdzie chodziłam między uliczkami i zaglądałam ludziom na podwórka. Co za klimat! Moja rada: zaufajcie sobie, zaufajcie swojej intuicji. Nie gońcie za tzw. kolejnymi punktami, które koniecznie musicie zobaczyć. Wcale nie musicie. Jeśli macie ochotę powylegiwać się na plaży – to po prostu to zróbcie. Zatrzymajcie się tam, gdzie Wam się podoba i cieszcie się chwilą.

W ogóle uważam, że każdy wyjazd należy powtórzyć. Wiesz już gdzie niekoniecznie byś pojechał, gdzie byś na pewno poszedł, co byś zrobił inaczej, czemu poświęciłbyś więcej uwagi. Także lista, listą, ale zostawcie przestrzeń dla własnego odkrywania wyspy. Taka ciekawostka, że jakikolwiek miejscowy, którego pytaliśmy, np. o Cape Drastis albo Logas Beach, kompletnie nie wiedział o co chodzi, nawet jak pokazywaliśmy mu dany punkt na mapie. Także może nie trzeba być, aż tak nadgorliwym ; ) ?

Frappe piliśmy naprawdę sporo. Ta kawa jest przepyszna i zupełnie nie przypomina np. naszej latte. Najpierw dziwiło nas, że ciągle pytają o mleko i cukier, ale później okazało się, że podstawą tej kawy jest kawa rozpuszczalna, pianka i lód, a mleko i cukier mogą stanowić jedynie dodatek. Warto też zapamiętać trzy proste wyrazy, dotyczące stopnia słodzenia tego napoju. Kawę tą słodzi się już na etapie przygotowanie, więc warto zawczasu poinformować kelnera, czy chcemy: sketo (bez cukru), metrio (lekko słodzone) i glyko (bardzo słodkie). Zdarzyło nam się pić frappe w szklankach do piwa, także pod tym względem grecy nie są zbyt skrupulatni, ważne żeby szklanka była odpowiednio wysoka ; )

Plaże

Plaże na Korfu są bardzo różnorodne i każdy na pewno znajdzie tutaj coś dla siebie. Od małych kamienistych zatoczek, po duże piaszczyste plaże z pełnym zapleczem. Z reguły większość dużych plaż ma parasole i leżaki. Latem w pełnym słońcu, to raczej obowiązkowe. Każda większa plaża ma też beach bar i/lub restaurację, także nawet jeśli wybieracie się na plażę na cały dzień, na pewno nie umrzecie z głodu. Warto jechać wzdłuż wybrzeża i zatrzymywać się w miejscach, które wam się spodobają.  Ponieważ nasza miejscówka znajdowała się na samym dole wyspy wielokrotnie jechaliśmy tą sama drogą, która ciągnęła się wzdłuż wschodniego wybrzeża. Byliśmy na kilkunastu plażach, czasem tylko przejazdem, czasem tylko po to by się schłodzić i wykąpać, a czasem po to żeby zatrzymać się na dłużej. Podobały nam się ładnie zagospodarowane hotelowe okolice Moraitiki, ale najwięcej czasu spędzaliśmy na pięknych, rozległych, piaszczystych plażach na południu wyspy: Marathias, Issos, Santa Barbara.

Z południa wyspy na północ jesteście w stanie przejechać w ciągu dwóch – trzech godzin. Wszystko zależy od tego ile postojów zrobicie.

Jeśli spędzacie czas na all-inclusive to z pewnością do najbliższej hotelowej plaży będziecie mieli bardzo blisko. Z reguły trzeba przejść na drugą stronę ulicy. Ale do większości fajnych plaż na Korfu trzeba dojechać samochodem. My mogliśmy dojeżdżać do najbliższych plaż (np. Marathias) GreenBusem, ale autobus jedzie wzdłuż głównej drogi i owszem zatrzyma się tam gdzie chcesz (musisz zawołać albo powiedzieć gdzie chcesz się zatrzymać przy wsiadaniu), ale już z głównej drogi do plaży musisz dojść. Spacer to zawsze minimum dobrych kilkanaście minut.

Logas Beach

O Logas Beach wiedziałam tylko tyle, że muszę tam pojechać. Faktycznie -klify robią niesamowite wrażenie. Kiedy tam dotarliśmy, było gorąco jak w piekle i trudno było skupić się na samym podziwianiu widoków, nie mówiąc już o robieniu zdjęć. Ostatecznie zeszliśmy na sam dół i podjęliśmy nawet próbę wykąpania się. Warto zaopatrzyć się w obuwie, bo kamienie są wyjątkowo duże i uciążliwe, a fale dodatkowo utrudniają wejście. Żałuję teraz, że nie zostaliśmy tam do zachodu słońca. Ważnym punktem Logas Beach jest bat 7th Heaven z przeszklonym kawałkiem podłogi, na wystającym w stronę morza podeście. Nie jest to tak spektakularne jak na filmach z pękającą podłogą, ale robi wrażenie. Sam bar jest duży i „ładnie zrobiony”. Warto tam zostać do zachodu słońca.

Wioski

Zatrzymajcie się w kilku z nich. Usiądźcie tam gdzie przesiadują lokalni i cieszcie się tym klimatem. Nam zawsze sprawiało to przyjemność. Czasem warto zboczyć z głównej drogi i po prostu pooddychać atmosferą prawdziwego Korfu.

Lefkimmi.

Co jest charakterystyczne dla Korfu?

Będzie to kolejność całkiem przypadkowa:

  1. Nie chodźcie do restauracji głodni! Zanim cokolwiek zamówicie i zanim wam przyniosą zdążycie umrzeć z głodu ! 🙂 To Grecja.
  2. Mieliśmy problem z wynajęciem samochodu w szczycie sezonu. Chcieliśmy przyoszczędzić i wszystkie lokalne wypożyczalnie miały samochody „not available”. Na nasz musieliśmy czekać dwa dni.
  3. Jeśli wypożyczacie auto – nie porywajcie się na najlepszy model. Małe, zwinne autka lepiej dadzą sobie radę na górzystych terenach i zakrętach.
  4. Może to specyfika naszej miejscowości w której stacjonują głównie młodzi brytyjczycy, ale do wszystkiego co zamawialiśmy podawali frytki! Nawet do musaki!
  5. Wyspa jest faktycznie zielona. Nie wiem jak to możliwe, bo upał w lipcu niemiłosierny.
  6. Drogi są kiepskie, a „korfańczycy” jeżdżą nie kierując się specjalnie zasadami drogowymi.
  7. Wszędzie palą. W mniejszych, lokalnych kanjpkach, kelnerzy, podawali nam posiłek między jednym buchem papierosa, a drugim! 🙂
  8. Charakterystyczne są śmietniska usytuowane tuż przy drogach. Niektóre ciągnęły się przez kilkadziesiąt metrów. Bardzo to psuje całościowy obraz wyspy, choć po kilku dniach można się przyzwyczaić.
  9. Baseny w pensonatach i apartamentowcach są ogólnodostępne. Także jeśli masz ochotę się schłodzić i przypadkiem jesteś w stroju kąpielowym, to nie ma problemu żebyś skorzystał  z basenu, pod warunkiem że zamówisz coś do picia i jedzenia.

Korfu to wyspa o dwóch obliczach. Musisz potraktować ją z przymrużeniem oka. Po jakimś czasie przestajesz dostrzegać wszystkie jej niedostatki. Bo naprawdę można tu wypocząć. Nam czas dawno nie płynął tak wolno. Z chęcią tu wrócę, żeby zobaczyć te wszystkie miejsca, które na pewno warte są odwiedzenia. Ale na ta chwilę, nie żałuję ani minuty. No może żałuję tylko, że temperatura była tak wysoka. Ale tym razem nie mieliśmy wpływu na wybór czasu urlopu.

Do zobaczenia Korfu!