Kilka dni temu przesuwaliśmy zegarki do przodu, a ja mam wrażenie, że cofnęliśmy też do tyłu porę roku. Równowaga w przyrodzie być musi. Strona z prognozą pogody yr.no (która zawsze się sprawdza!) donosi, że na święconkę będziemy musieli wybrać się z parasolem.  Dokładnie rok temu o tym czasie odpalaliśmy pierwszego grilla na urodzinach znajomego, a teraz nocną porą obserwowaliśmy lśniący szron na szybach samochodów. Święta wielkanocne, które zawsze były okazją do pierwszego czyszczenia leżaków i wygrzewania się na słońcu, pomiędzy dochodzeniem do stołu po sałatkę jarzynową i jajeczka w majonezie, spędzimy w tym roku, jak czuję mocno w kościach, wyłącznie pod dachem.

Kiedy w niedzielę zamiast iść na rower, wkulnęłam się z powrotem pod kołdrę, spisując w myślach listę rzeczy do zrobienia, do kupienia i upieczenia i przeglądając kulinarne książki z wielkanocnymi przepisami, naszła mnie refleksja, która właściwie uwierała mnie już od dawna: książki są po prostu strasznie drogie. Gdybym miała wymienić powody, dla których Polacy nie czytają książek, to na pewno jednym z nich byłaby ich cena. Pamiętam książki po 12,99 zł, później po 19,99 zł i po 24,90 zł. Kiedy skoczyły do 34,90 zł pomyślałam oho! jest drogo, ale jeszcze do przełknięcia. Kiedy skoczyły do 39,90 zł to pomyślałam, że gorzej już być nie może. A jednak. Parę dni temu w sieciowym sklepie ze zgrozą spojrzałam na cenę książki, którą już, już zamierzałam kupić. 42,90! Wierzcie mi, że oszczędność lub skąpstwo są mi absolutnie obce, ale zdroworozsądkowo i z dużą przykrością odłożyłam książkę na półkę. Dla kogoś kto czyta kilka książek w tygodniu, te ceny są dla portfela zabójcze. Nie wiem kto ustala ceny książek. W czasach kiedy ananasa możemy kupić za 2,99 zł, płaszczyk z sieciówki za 89 zł, ceny benzyny schodzą w dół, to bilety do kina kosztują dla pary 48 zł, a ceny książek ciągle wzrastają. Może powinniśmy pytać Polaków, nie o to, czy czytają książki, ale dlaczego ich nie czytają? Może dlatego, że są po prostu za drogie? Dajcie im/nam szansę.

Owszem, są bazary z tanimi książkami, kiermasze z wyprzedażami, ale niestety nie ma tam nowości. Istnieją biblioteki, ale niektóre książki chce się mieć zwyczajnie na własność. Nie mam problemu z wydawaniem książek dalej. Półki w końcu też nie rozciągają się jak guma. Ubolewam nad tym, że idea bookcrossingu w Polsce kuleje. W regałach i na półkach znaleźć bowiem można prawie wyłącznie rupiecie, których ktoś pozbywa się ze strychu po generalnych porządkach. Są to albo roczniki statystyczne albo tytuły „Socjalizm w czasach PRL-U”. Apeluję o przemyślenie, czy ty dzieląc się tą książką w bookcrossingu, sam chciałbyś ją przeczytać?

Na święta Wielkanocne życzę Wam przede wszystkim zdrowia. Ale bardzo chciałabym żeby spełniło się dla was i dla mnie, jedno moje marzenie o tańszych książkach. Żebym nie musiała odkładać ich, nie kupując, na półkę. Książki są po to żeby je czytać. Może znajdziecie czas w te święta na przeczytanie chociaż jednej? Pogoda będzie temu sprzyjać.