Przygotowując tegoroczne sylwestrowe banoffee, czyli ciasto szybkie i nieskomplikowane ale niezwykle pyszne, przypomniałam sobie smak pierwszego banana. Naprawdę to pamiętam. Kiedy byłam mała, banany były równie dostępne jak świeże krewetki w osiedlowym sklepie spożywczym, czyli właściwie w ogóle. Jednak miałam okazję go zjeść, a pewnie gdyby nie okoliczności, które do tego doprowadziły, nie miałabym okazji jeszcze przez długi czas.
Miałam 7 lat i byłam z tatą w klinice okulistycznej. Okazało się, że powinnam nosić okulary i czekało mnie pierwsze w życiu zakropienie oczu atropiną. Zaczęło się od tego, że siedziałam w klasie w ostatniej ławce i nie przyznawałam się, że nie widzę wszystkiego na tablicy. W moim dzienniczku zaczęły pojawiać się dwóje jak grzyby po deszczu. Wtedy nie było gwiazdek i plusików, mieliśmy dzienniczki z ocenami, a dzieci siedziały grzecznie w ławkach odziane w granatowe fartuszki z przyczepionymi do ramienia tarczami z numerem szkoły. (To były również czasy obowiązkowych fluoryzacji, które odbywały się na szkolnym boisku i wyglądało to jak bicie rekordu Guinessa w  myciu zębów na czas). Rodzice zorientowali się, że coś jest nie tak i czekała mnie pierwsza w życiu wizyta u okulisty. Strasznie się bałam (do dziś wszystkie szpitale i widok białego fartucha sprawia, że miękną mi nogi) i tata kupił mi dla dodania otuchy pierwszego, pewnie najdroższego wtedy banana. Był niezbyt dojrzały (wtedy tego nie wiedziałam), z lekko zieloną skórką. Smakował jak słodko-kwaskowy niedogotowany ziemniak i nie był to najsmaczniejszy owoc jaki zdarzyło mi się jeść, ale doceniłam ten gest, który pokrzepił mnie pewnie bardziej niż wszystkie zawarte w tym owocu składniki i sprawił wtedy, że przeszłam badanie bez początkowego, paraliżującego mnie strachu.
Minęło wiele lat zanim spróbowałam następnych i następnych. Bananów, mandarynek i kiwi. O awokado, bakłażanach i figach nawet nam się wtedy nie śniło. Przez cały ten czas nosiłam okulary z różowego plastiku z zaklejonym jednym okiem (w klasowych wyborach miss, nie zdobyłabym wielu punktów), ale zaczęłam przynosić czwórki i piątki.
Kiedy miałam 7 lat sklepowe półki oferowały naprawdę niewiele. Nie mogliśmy ot tak pójść do sklepu i kupić sobie bananów i pomarańczy, bo po prostu ich nie było. Wtedy liczyła się kreatywność i pomysłowość. Z mąki dało się zrobić wszystko. Wcinaliśmy gluten aż miło, a nikt z nas nie był gruby. Na śniadanie jedliśmy chleb z masłem, pomidorem i cebulką, na obiad naleśniki z serem, a na kolację najlepszy makaron z sosem pomidorowym mojego taty. W niedzielę obowiązkowy placek drożdżowy z maślaną kruszonką. Jeździliśmy rowerami na działkę zbierać porzeczki, agrest i wiśnie (szczerze tego nie znosiłam). Nasza piwnica z zaprawami mogła wykarmić pół osiedla. Gdy szłam na podwórko dostawałam w rękę wafle przekładane domowej roboty agrestowym dżemem. Pamiętam święta z pierwszymi pomarańczami. Ich zapach, który roznosił się po całym domu. Kanapki owinięte w szary papier i tata, który uczył mnie przy stole zawijać je w sposób idealny.
Kiedy teraz postanowiłam zrobić banoffee, przypomniał mi się ten pierwszy banan i cała ta historia z moimi okularami. I pomyślałam też, że pamiętam każdego sylwestra. Pamiętam, bo to zawsze był dla mnie dzień wyjątkowy. I nawet nie z powodu hucznych imprez bo takich chyba nigdy nie było. Każdy sylwester to dla mnie taki nowy początek. Z innymi ludźmi, w innym miejscu. Lubię mieć poczucie, że nasze życie określa rytm pór roku i dwunastu miesięcy, które wyznaczają pewien etap w naszym życiu. Pod tym względem sylwester ma w sobie coś mistycznego. Tysiące ludzi, którzy padają sobie w ramiona i patrzą w niebo na sztuczne ognie, które przez tą jedną wyjątkową chwilę stają się przepustką i bramą do lepszego, nowego życia w nowym roku.
Nie robię noworocznych postanowień. Skupiam się na tym, żeby mieć co pamiętać. Niech nowy rok będzie czystym rozdziałem do zapisywania późniejszych wspomnień. Życzę Wam, żebyście zebrali ich w tym roku jak najwięcej.

Jak w tekście Paktofoniki: 
Życie nasze składa się z krótkich momentów
Cudownych chwil czy przykrych incydentów
Niczego nie przegapię
(…)
Bowiem wiem że jestem lśnieniem
I okamgnieniem
Że będę wspomnieniem
Za pozwoleniem, sprawdź to
Zanim schowasz dzień pod powiekami
(…)
Jesteście, więc zauważcie to nareszcie
Odbierzcie dzisiejszy dzień jak podarunek
Cieszcie się i obierzcie na jutro kierunek
Odważcie się, zróbcie ten krok
Podnieście wzrok