Nie wiem jak u was, ale ekstremalne warunki pogodowe powodują u mnie zachowania na pewno nie krańcowe, ale lekko wybiegające poza normę. Przecież wszystko można wytłumaczyć temperaturą. W czasie upału ma się przekonanie, że dużo bardziej wolno. W powietrzu wisi pełnego napięcia oczekiwanie, jak bardzo wskazówka termometru przechyli się w tę jedną, zdecydowaną stronę. Ogarnia mnie jednoczesne rozleniwienie połączone z pewnego rodzaju zadziornością i butą, bo przecież cokolwiek zrobię, to o wszystko można obwinić upał. Tak jakby jadący bardzo wolno pociąg wyskoczył z torów, a mimo to jechał dalej. Może trochę bardziej krzywo, trochę inaczej, a jednak z głębokim przekonaniem, że dojedzie i że to nie jego wina, że tak się właśnie stało. Kiedy temperatura wraca do akceptowalnej normy, wszystko powszednieje, normalnieje i nawet jakby mniej się chce i wszystko jest bardziej poprawne i właściwe.
Kiedy upał obezwładnia, możemy przysiąść na zacienionym murku, w miejscu które przeszlibyśmy bez wątpienia obojętnie przy normalnej pogodzie. Możemy bezkarnie chłodzić się kropelkami lekkiej bryzy z wodnych kurtyn, mocząc ostatnie suche kawałki ubrania. Możemy ściągnąć buty i wejść do fontanny, która normalnie zarezerwowana jest dla dzieci do lat dziesięciu. Co by było gdyby słońce chciało nagle grzać mocniej i mocniej? Czy tak jak w Melancholii Larsa von Triera, czekalibyśmy spokojnie jak jedna z bohaterek na nadchodzący koniec, pozbawienie wszelkiej mocy i chęci na to co nieuchronne? Czy granica naszego szaleństwa przesunęłaby się ekstremalnie w stronę rzeczy, których nigdy byśmy nie zrobili, przy świadomości że zrobimy je po raz ostatni i zaczęlibyśmy robić to na co przyjdzie nam ochota?
Gdy w sobotę chcąc skryć się przed upałem, siedzieliśmy w kinie na seansie jednego z filmów festiwalu Transatlantyk, okazało się już na początku, że klimatyzacja niestety nie działa. Sprzęty w taki upał też czasem zwyczajnie się buntują. Gdy zalegaliśmy w fotelach prawie półnadzy w tej wielkiej sali kinowej, wielu ze ściągniętymi butami, nogami przewieszonymi nierzadko przez oparcia foteli zastanawiałam się gdzie leży granica? Czy gdyby nagle ogłoszono komunikat, że temperatura skoczy do sześćdziesięciu stopni i nasze życie byłoby zagrożone, to co byśmy zrobili? Zastanawialiście się nad tym? Tak, bez wątpienia ekstremalne temperatury noszą w sobie pewną niedozwoloną normalnie cząstkę szaleństwa.
Przyroda jest obezwładniająca. Jesteśmy wobec niej bezsilni. Przecież nie jesteśmy w stanie stworzyć wielkiej dmuchawy, która mogłaby obniżyć temperaturę do akceptowalnej granicy. Musimy dostosować się do panujących warunków, zachowując się inaczej niż zwykle.
Ja zrobiłam i wyszło bardzo smacznie. Maliny świetnie pasują do wątróbki. Tę sałatę możecie też zrobić np. ze świeżymi, dojrzałymi figami, tak jak zrobiła to Rachel Khoo w swojej książce Mała Paryska Kuchnia.
Sałata z wątróbką drobiową i malinami.
Składniki:
Przygotowanie:
Przygotuj sos: oliwę wymieszaj z łyżką octu balsamiczego oraz konfiturą malinową. Na talerz wyłóż sałatę. Na patelni rozgrzej masło i podsmaż wątróbkę na średnim ogniu przez jakieś 7-9 minut z obu stron. Pod koniec dodaj 3 łyżki octu balsamicznego i podsmażaj jeszcze przez pół minuty. Posól i popieprz, odłóż na talerz i pozwól jej przez chwilę „odpocząć”. Na liściach sałaty rozłóż wątróbkę i posyp malinami oraz polej sosem.
Smacznie 😉